poniedziałek, 31 października 2016

Czas nostalgii i zadumy...

Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to dwa różne święta. Pierwsze obchodzone 1 listopada, to uroczystość tych, którzy są zbawieni i cieszą się życiem wiecznym. Drugie jest dniem modlitw za ludzi zmarłych, którzy w czyśćcu oczekują na ostateczne spotkanie z Bogiem.

Kwitną zniczami
ciemne chodniki.
Jesienne kwiaty,
błędne ogniki
palą się znicze.

Dziesiątki, setki,
tysiące zniczy...
Nikt ich nie zliczy...

Przechodzą ludzie,
schylają głowy.
Wśród żółtych liści
listopadowych
palą się znicze...

Danuta Wawiłow " Znicze" [fragm.]

Etnografia o Wszystkich Świętych
Początkowo było to święto dla uczczenia męczenników, którzy oddali swoje życie dla wiary w Chrystusa, a nie zmarłych, szarych ludzi. Zostało ustanowione dawno temu, jeszcze przez pierwszych papieży. W większości środowisk, szczególnie wiejskich, to święto bardzo długo nie mogło się przebić. Dla zwykłej ludności ważniejsze były Zaduszki – wtedy czczono pamięć o przodkach. 
Jak było kiedyś?
Kiedyś cmentarz spełniał trochę inną rolę niż obecnie i odwiedzano go rzadko. Dzisiaj cmentarze są miejscami urządzonymi na wzór parku, gdzie się spaceruje, są ławki i można usiąść, pomodlić się czy poddać zadumie. W przeszłości to Dzień Zaduszny był czasem jedynym w roku, kiedy się odwiedzało groby. 
Na groby nie zwracano dużej uwagi, ponieważ przestrzeń cmentarza i grób były odwzorowaniem krainy umarłych. W świadomości ludzi tamtego okresu było to miejsce sacrum, które napawało trwogą. Nie chodziło się na cmentarz, bo tam grzebani byli zmarli, było to miejsce wyłączone poza obszar ludzi żyjących. Kiedyś bardzo wyraźnie odgradzano sferę sacrum i profanum, sferę światła i ciemności, żywych i umarłych. Cmentarz należał do świata zmarłych, starano się tam nie chodzić, jeśli nie było to konieczne. A pamięć o zmarłych przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie. Wspominano ich przy okazji Bożego Narodzenia czy Wigilii. W wielu zakątkach kraju znanym zwyczajem było wywoływanie zmarłych przodków, aż do siódmego pokolenia. Takie spraszanie ich np. na wieczerzę wigilijną. 
Zaduszki mają długą tradycję zwłaszcza w świecie słowiańskim, sięgają genezą czasów pogańskich. Tradycja mówiła, że w ten dzień należy pójść na cmentarz i dokonać rytualnej uczty na grobie przodka. Dlaczego akurat wtedy? Bo było już po porządkach związanych z pracą w polu, kiedy przyroda zamierała, a wśród ludzi panowało przekonanie, że to czas, kiedy wszelkie dusze błądzące po ziemi, duchy przodków, demony i różne ciała astralne wymykające się racjonalnemu myśleniu chodzą po ziemi i należy je godziwie przyjąć, by nikomu nie zagroziły. 
A wyglądało to tak, że ludzie chodzili na groby gromadnie i dokonywali rytualnych uczt. Rozpalali ogień na grobie i przynosili jedzenie oraz alkohol, które spożywali i wylewali na grób. Zostawiano także resztki jedzenia, by zmarły się posilił. Bardzo mocno przestrzegano postu zadusznego, który był zbliżony do postu wigilijnego. Nie wolno było jeść mięsa, a głównymi potrawami była kapusta, barszcz i pierogi. Mięsa nie wolno było wnosić na cmentarz, ponieważ pochodziło ze świata żywych. A niczego ze świata żywych nie wolno było wnosić do świata zmarłych. Na grobie składano za to jajko, będące symbolem pewnego zamykania czasu i przestrzeni, oraz chleb – symbol dobrobytu. Już wtedy na groby przynoszono i zapalano ogień. Ogień był ważny dlatego, że miał w zaświatach wskazywać zmarłemu drogę. Zaświaty kojarzyły się dawniej ludziom z bezkresem, z miejscem pozbawionym barw, zapachów, gdzie jest zimno. Ogień miał rozświetlić drogę i ogrzać zmarłego. Nasze obecnie zapalane znicze i świeczki to echa tej dawnej zadusznej tradycji. Tyle że dzisiaj palimy je jako symbol pamięci. Wierzenie, że świeca rozświetla gdzieś w mrokach drogę naszemu przodkowi, który błąka się w zaświatach, odstawiliśmy na bok.
To, jak dzisiaj odwiedzamy groby bliskich, jest domeną nowych czasów: przełomu XIX i XX wieku. To zjawisko dosyć późne. Kiedyś cmentarz nie był potrzebny do tego, by czcić przodków, ale był pewnym dopełnieniem rytuałów, które się odbywały w domu. Kiedy człowiek zmarł, to w domu czuwano przy nim przez trzy dni i odprawiano modły. Dopiero później kondukt szedł do kościoła i na cmentarz, gdzie zmarłego grzebano i czym prędzej się rozchodzono. Wychodzono za bramę cmentarną, by zbyt długo nie przebywać w tym niegościnnym miejscu. 

Ale nastąpiła zmiana... Z jednej strony wzrosła świadomość ludzi, z drugiej weszły regulacje kościelno-prawne – pojawiły się po drugiej wojnie światowej – dotyczące zakazu przetrzymywania zwłok w domu. Skończyły się więc tego typu praktyki. W latach 50. XX w. weszły regulacje prawne, które nakazywały przewiezienie zwłok do kostnicy, a potem do kościoła. Tak naprawdę to uregulowania prawne i względy higieniczne zadecydowały o tym, że pewne tradycje zanikły i pojawiła się większa konieczność mentalna i świadomościowa chodzenia na groby. Ludzie musieli to sobie czymś zrekompensować: skoro zabierano im zmarłego, to zapragnęli częściej go odwiedzać na cmentarzu. Czuli niedosyt po tym, że pogrzebowe czynności i obrzędy trwają tak krótko. 
Z Zaduszkami wiązały się jeszcze inne zwyczaje. Długo, bo do lat 60., można było spotkać na wsiach tak zwanych dziadów proszalnych. Bezdomnych, którzy chodząc od wsi do wsi, zarabiali na życie jałmużną. Dostawali ją i w zamian modlili się za zmarłych przodków. Mieli ogromne poważanie. Dziadowie ustawiali się przed kościołem albo przy bramie cmentarnej. Nawet najbiedniejsi mieszkańcy wsi angażowali ich, by się modlili i śpiewali psalmy ku czci zmarłych. Co bogatsi gospodarze prześcigali się w tym, żeby takich dziadów ugościć. Zwyczaje związane z dziadami proszalnymi dawno poszły w niepamięć, ale także dzisiaj zebraną przy grobie rodzinę często zapraszamy do domu na ciepły posiłek. Może nie uświadamiamy sobie tego, ale to jest forma współczesnej wersji dawnej uczty. Podczas rodzinnych spotkań często też wspominamy swoich zmarłych. Wspominkowy charakter mają Zaduszki, które zaczęto bezwiednie łączy się z 1 listopada. W pewnym momencie zatraciła się ta granica między Zaduszkami, a dniem Wszystkich Świętych. 
Dzień Wszystkich Świętych jest wciąż poświęcony świętym męczennikom. W zasadzie od II wieku, gdy zaczęto rozpowszechniać to święto, zdobyło ono popularność. Zawsze był to dzień wolny od pracy. Z tą różnicą, że wtedy mówiło się Święto Zmarłych. I tak w świadomości ludzi zostało. W naszej świeckiej świadomości granice się zatarły i oba święta zrównały ze sobą. Polacy wyróżniają się katolicyzmem, kanon wiary nakazuje im w tym dniu pójść na cmentarz i zapalić świeczkę zmarłym. Nasza pamięć jest kalendarzowa: mówimy 1 listopada, więc trzeba iść na groby.
A jest to jedno z podstawowych świąt w kulturze ludzkiej i wszędzie, w każdym kraju jest jakiś jego odpowiednik. Praktycznie na całej Słowiańszczyźnie, także w Rosji, obchodzi się w pewnej formie Wszystkich Świętych. Ludzkość od zarania dziejów miała w pamięci swoich przodków i dawała temu wyraz w wielu obrzędach. Każdy naród ma wręcz moralny obowiązek czczenia przodków. Bez tego czujemy się niespełnieni.
Dzień Zaduszny jest wspomnieniem zmarłych potrzebujących jeszcze oczyszczenia, które mogą uzyskać przez modlitwę wiernych i Kościoła. Jest  więc dniem nabożeństw i modlitw w intencji wszystkich zmarłych, a zwłaszcza dusz odbywających jeszcze pokutę czyśćcową. Temu celowi służą m.in. ofiary składane w kościołach i na cmentarzach na tzw. wypominki za naszych najbliższych zmarłych, by cały Kościół modlił się za ich zbawienie. W kościołach odczytuje się w tym dniu z ambon lub od ołtarza imiona zmarłych wskazanych na kartkach i odmawia zwyczajowe modlitwy ku czci zmarłych. Od południa Dnia Wszystkich Świętych i przez cały Dzień Zaduszny w kościołach i kaplicach publicznych można uzyskać odpust zupełny.

fragmenty tekstu zostały zaczerpnięte z wywiadu z etnografem - rp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz