wtorek, 10 lipca 2018

Czas na STRAJK!

Publikuję tekst Grzegorza Chudzickiego obrazujący aktualną, bardzo trudną sytuację w polskim rolnictwie.

"Duża część z was zastanawia się o co chodzi z tym strajkiem, po co rolnicy chcą to robić, przecież mają kasę, "biorą dotacje", piękne domy, jeżdżą wypasionymi ciągnikami itd. W sytuacji na rynku jaka się wytworzyła po naszym wejściu do UE, osoby żyjące z tego co da im ziemia mają 2 drogi:
- rozwijać się, inwestować, starać się o dofinansowania, aby sprostać normom narzuconym przez UE i utrzymywać rentowność swoich gospodarstw;
- zostawić to tak jak jest, co prowadzi do powolnej likwidacji rodzinnego gospodarstwa;

Ci którzy poszli pierwszą drogą, biorą kredyty aby finansować zakupy "wspierane" przez UE. Planują takie inwestycje na kilka/ kilkanaście lat do przodu, opierając się na dotychczasowych cenach skupu, kalkulują opłacalność. Zachęcają do tego urzędnicy na każdych dniach kultury rolnej, dniach pola czy innych tego typu wydarzeniach. Do powrotu do Polski i zajęcia się tu biznesem słyszymy również od rządzących z każdej opcji politycznej od 10 lat.
Więc młody, albo trochę starszy, rolnik/sadownik inwestuje, bo przecież każdy musi jeść, przechodzimy z gospodarstw wielobranżowych na specjalistyczne, ukierunkowane na jeden rodzaj produkcji. Mamy w Polsce najzdrowszą żywność w Europie. Kupujemy pole, zakładamy plantacje, kupujemy ciągniki i inny sprzęt. Nawozimy zgodnie z wytycznymi, opryski wykonujemy całymi nocami gdy inni śpią, w sezonie pracujemy po 18h na dobę, a zimą przesiadujemy w przechowalniach aby przygotować towar do sprzedaży.

I nagle przychodzi taki rok jak ten. Ceny skupu owoców lecą na głowę. Wiśnie, które przemarzły w tamtym roku i magazyny przetwórni są puste, o ile będą skupowane, to poniżej kosztów produkcji. W kraju szalej ASF, wybijane są tysiące świń, często zdrowych, tylko dlatego że kilka kilometrów dalej wykryto wirusa. Zboże jest tańsze niż 10 lat temu, mimo wzrostu kosztów produkcji. Młode ziemniaki w hurcie kosztują grubo poniżej złotówki. Zakaz uboju rytualnego wykończy produkcję wołowiny. Zakaz hodowli zwierząt futerkowych spowoduje wzrost cen drobiu i ryb (odpady z drobiu i ryb są wykorzystane jako pasza).
Kolejny podatek w paliwie doprowadzi do spadku opłacalności produkcji rolniczej. Zamiast małych sklepików osiedlowych mamy jedno wielkie marketowisko gdzie nie kupimy polskich produktów. A nawet jeśli są, to tylko udają polskie, bo brak jest jednolitego i wyraźnego systemu znakowania towaru. Do tego sieci pokroju Auchan, Tesco, Lidl czy Biedronka nie odprowadzają w naszym kraju żadnych podatków, nie sprzedają naszych produktów i co raz częściej nie pracują w nich Polacy. Nasz MSZ, przy akompaniamencie dużych firm przetwórczych, finansuje transfer wiedzy i rozwój dla rolników z np. Ukrainy, aby tanio tam produkować owoce. Natomiast przetwórnie oferują długoterminowe kontrakty na odbiór ich owoców. Żywność która jest sprowadzana do naszego kraju, często z poza UE nie jest badana, np. na 10 tirów ukraińskiej maliny, przebadanych na obecność pozostałości niedozwolonych środków ochrony roślin jest max 1.


Podczas różnych rozmów w ministerstwie, nasi przedstawiciele słyszą tylko: nie da się, to nie mój resort, to niemożliwe, tego się nie da zrobić itp itd.
Jak by ktoś tak powiedział do swojego szefa w Waszej pracy, to jak długo by pracował? I nie chodzi tu tylko o to kto sprawuje władzę na samej górze. Bo urzędnicy pozatrudniani na różnych szczeblach pracują tam po x lat, nie wymieniają się co wybory.


Na horyzoncie pojawił się młody, ambitny, trochę narwany, ale na pewno wygadany i uparty chłopak, Michał Kołodziejczak, któremu ten stan rzeczy się nie podoba. Z grupą znajomych załączył Unię Warzywniczo-Ziemniaczaną i zaczął działać. Poświęcając swój prywatny czas i pieniądze, jeździ na Wiejską, aby uczestniczyć w rozmowach i walczyć o dobro nie tylko rolników ale konsumentów również. Niestety, jak sam powiedział, tam się jeździ tylko rozmawiać. Decyzji i realnych działań ze strony państwa brak, są za to wymówki. Dlatego potrzebuje poparcia w tym co robi, jeśli urzędnicy nie słuchają jednego człowieka, to będą musieli większej grupy. 
Michał, zamiast zajmować się swoim gospodarstwem, wraz z grupą najbliższych zapaleńców objechał pół Polski, aby zjednoczyć pod jednymi hasłami wspólnej walki różne gałęzie produkcji rolnej, przedsiębiorców i konsumentów.

Mimo tego co się dzieje, i co widać gołym okiem, dziwi mnie jeden fakt, jest duża grupa ludzi, którzy narzekają że ceny zbytu są za niskie, że opłacalność nijaka, że "jak żyć Panie premierze", nie robią nic. Bo nie poświęcą 1 dnia pracy, bo muszą coś zerwać, coś naprawić, bo niema z kim zostawić dziecka, bo szef nie da wolnego w pracy. Wymówek są setki. Obcy kapitał pluje im w twarz, każąc pracować na własnej ziemi niemal za darmo, a oni mówią że deszcz pada. Po co protestować, to nic nie da. Kompletnie nie rozumiem takiej postawy.

Dlatego mój apel.
Kto może niech przyjeżdża do Warszawy okazać swoje niezadowolenie z obecnej sytuacji. Kto już jest w Warszawie, niech nas wesprze. Tylko w dużej grupie i zjednoczeni możemy coś zmienić."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz